Ukraińscy obrońcy dzielnie stawiają czoła wrogowi
Przeczytaj więcejdata publikacji: 2023-10-15
Awdijewka. Miejsce, które od kilku dni znów pojawia się w serwisach informacyjnych, a to za sprawą silnego rosyjskiego uderzenia na to ukraińskie miasteczko.
Awdijewka jest dla Doniecka tym czym Łomianki dla Warszawy, czy Wieliczka dla Krakowa. To przedmieście dużego ośrodka miejskiego. Kiedy Donieck został zajęty w 2014 r., niedługo po rozpoczęciu wojny, Awdijewka wytrzymała rosyjską agresję i trwa tak od blisko dekady, opierając się najeźdźcom.
W Awdijewce byliśmy pięciokrotnie w ciągu ostatniego roku wspólnie z innymi fundacjami. Jeździliśmy tam by dostarczyć żywność dla cywilów, akumulatory samochodowe (o których więcej za chwilę), a w końcu ufundowany przez SASA Foundation samochód dla Igora – tamtejszego wolontariusza, opiekującego się miejscową ludnością i dziesiątką bezpańskich psów, które zostały w mieście, kiedy jego mieszkańcy zaczęli je opuszczać.
Ludzi w Awdijewce nie ma wielu. Zdecydowana ich większość opuściła miasto w kilku falach. Najpierw w 2014 r., kiedy zaczęło się oblężenie miasta, kolejny odpływ miał miejsce w roku 2022. Niewielka część, głównie starszych ludzi, mimo ciągłych ostrzałów pozostała w swych domach. Choć pisząc „w swoich domach” dopuszczamy się stylistycznego uproszczenia.
Nie możesz żyć w swym mieszkaniu, kiedy za oknem eksplodują pociski. Musisz zejść do piwnic. Musisz przenieść całe swe życie pod ziemię, do wąskich korytarzy i pomieszczeń bez okien. Nie masz w nich prądu, nie masz generatora. Żarówka w pomieszczeniu świeci się za sprawą akumulatora samochodowego, który daje światło tylko przez kilka godzin. Potem akumulator rozładowuje się i zapadają ciemności. Ładujesz go prostownikiem. W tym czasie jedynym źródłem światła dla ciebie i Twoich bliskich, może być latarka albo świeczka. Pewnie właśnie dlatego, gdy podczas pierwszego pobytu w Awdijewce, zapytaliśmy starszego mężczyznę z bielmem w oku, czego potrzebuje, odpowiedział, że chciałby mieć drugi akumulator. Mógłby mieć wówczas światło, kiedy prostownik ładowałby wyczerpaną baterię. Otrzymał ją miesiąc później, podczas mojego kolejnego pobytu w Awdijewce, dzięki zrzutce jaką zrobili ludzie z Drużyny Wiewióry,
Czemu ci ludzie tkwią w tej koszmarnej rzeczywistości? Czemu nie uciekną z miasta i nie przeniosą się w bezpieczniejsze miejsce? To złożony temat.
Ponoć kiedy rozpoczęła się pełnoskalowa inwazja w 2022 r. część mieszkańców miasta wyjechała w okolice Połtawy. Zamieszkali w ogródkach działkowych na obrzeżach miasta. Było znośnie, zanim nie nadeszły jesienne, a potem zimowe chłody. Co mieli zrobić? Wrócili. Jeśli mają umierać to lepiej w domu.
Słyszelismy też inne wytłumaczenie, czemu cywile wciąż zamieszkują miasto. O mieszkańcach Awdijewki mówi się czasem „żduny” od rosyjskiego słowa „żdat” czyli „czekać”. „Żduny” to określenie o pejoratywnym znaczeniu. Oznacza „czekających na ruski mir”. Niektórzy uważają, że mieszkańcy Awdijewki zwyczajni oczekują nadejścia ruskich. Pamiętają złote czasy ZSRR, a Rosja jako sukcesorka sowieckiego imperium, pozostanie centralnym ośrodkiem ich tożsamości. Kiedyś zapytaliśmy Igora:
– Igor, jeśli tak faktycznie jest, jeśli „żduny” czekają na ruskich, czemu im pomagasz?
Odpowiedział:
– Widzisz, jeśli my Ukraińcy im pomożemy, ludzie w Awdijewce będą przyjmować tę pomoc. Jeśli stracimy to miasto i wejdą tu ruscy, nie będą się przejmować mieszkańcami Awdijewki. Ludzie zobaczą jaki jest faktycznie „ruski mir”. A potem? A potem odbijemy miasto i ci, którzy w nim zostali, zobaczą, że kiedy my tu byliśmy, to ich nie opuściliśmy, kiedy weszli tu ruskie, to o nich zapomnieli. To wojna nie tylko o terytorium, to wojna o dusze.
Niedługo REACT znów jedzie na Ukrainę. Mamy opcję dostarczenia żywności cywilom w Awdijewce. Nawet wśród naszej załogi nie ma jednomyślności czy warto tam jechać. Ryzyko jest spore. Na forach czytamy różne posty, różne opinie. Część osób uważa, że cywilom w Awdijewce nie należy pomagać. Kto był w Awdijewce zwykle uważa inaczej.